Coraz więcej muzeów udowadnia, że potrafią być arcyciekawe. Oddziaływać na nasze wszystkie zmysły. Próbując łapać najdrobniejsze cząstki naszej uwagi – często z sukcesem.
Wizyty w nich pozostają w pamięci nie tylko ze względu na to co zobaczyliśmy, czego się dowiedzieliśmy, ale i jak przeżyliśmy czas w takim miejscu. Chętnie do nich wracamy myślami i równie chętnie chcielibyśmy do nich wracać częściej.
Czy w marketingu nie chodzi o to samo? Czy druk wielkoformatowy może uatrakcyjnić muzea i instytucje?
Zazwyczaj muzea czy instytucje robiące największe wrażenie to te wysoce dotowane – zaprojektowane w najdrobniejszych szczegółach. Wybudowane zgodnie z zaplanowaną koncepcją dużego szanowanego biura architektonicznego. Urządzone tak, byśmy wchodząc mogli przenieść się myślami w zupełnie inne miejsce i czas. W takich miejscach każdy krok odwiedzającego jest zaplanowany. Jesteśmy wodzeni za nos znacznie lepiej niż w sklepach Ikei. Nie tylko za nos.
To oczywiście przykład sytuacji idealnej - gdy jest czas, są zasoby i zgoda by stworzyć coś imponującego. Co zrobić jednak, gdy budżetu zwyczajnie nie ma, a muzeum, szkoła czy instytucja już ma siedzibę i nie ma opcji. Nie przebudujemy jej przecież w tydzień. Jak sprawić by to miejsce było atrakcyjne, a przebywanie w nim było małą przygodą?
Z pomocą przychodzi - znany Wam już z naszych innych marketingowych tekstów - genialny i cały na biało - POMYSŁ.
Żeby nasze rozważania przenieść w realia - przenieśmy się do Leeds – niezbyt pięknego miasta w północnej Anglii. Za przykład bierzemy muzeum dziedzictwa przemysłowego umieszczone w ówcześnie największej przędzalni wełny na świecie. Budynek wielki, niezbyt nowoczesny i ze względów historycznych przebudowy nie wchodzą w grę.
Przestrzeń, którą widzicie na zdjęciach obok, była pustym pomieszczeniem przechodnim. To niejako przedsionek muzea i przedsmak tego co odwiedzający zobaczą w środku. Kuratorzy uznali, że nie warto rezygnować z potencjału jakie daje to pomieszczenie. Wynajęto agencję Inchpunch (specjalizujacą się w realizacjach dla instytucji użyteczności publicznej) do stworzenia nowej – angażującej przestrzeni w tym miejscu.
Wymagania jakie postawiono agencji:
Naklejki podłogowe (mające swoje kontynuacje również w komunikacji na ścianach) prowadzące do ekspozycji i standów display’owych przybrały trzy formy kolorystyczne. Żółte, białe i grafitowe – każde oznaczenia opowiadają inną nitkę historii i prowadzą w inne miejsca docelowe. Do prowadzenia osi czasu wykorzystano również elementy, które w przestrzeni już były i nie można było ich usunąć, czyli rury i instalacje na ścianach.
Naklejki podłogowe w tym przypadku oprócz roli oprowadzania odwiedzających po ekspozycji wyznaczają ścieżkę komunikacyjną również w innych pomieszczeniach muzeum. Dzięki nim nikt nie zgubi się i nie pomyli drogi do miejsca docelowego.